Przejdź do głównej zawartości

Nieco filozofii - z wiadomych powodów :)

Różne koncepcje człowieka

Człowiek – kim jest, jakie jest jego miejsce w kosmosie, jakie jest jego źródło, jaki jest jego cel? Te i podobne pytania zaczęły intrygować człowieka, domagając się odpowiedzi. Odkąd zaczął świadomie reflektować nad swoim miejscem w otaczającym go świecie; odkąd sam świat stał się pytaniem dla niego, od tego też momentu zrodziło się umiłowanie mądrości – filozofia. A filozofia nie była skłonna iść na kompromisy, zamykać odpowiedzi w hermetycznym środowisku. Jedna opracowana koncepcja człowieka, rodziła pytania i przemieniała się w inną. Ta nowa znowu okazywała się problematyczna albo nie pełna, stawiając kolejne pytania. W ten sposób zrodziło się wiele koncepcji człowieka, a każda z nich ma zarówno swoich zwolenników jak i przeciwników.
W starożytności szczególnie w czasach przed-sokratejskich człowiek był powalony potęgą świata. Nie zastanawiał się wtedy nad sobą, bardziej szukał rozwiązania problemu pod tytułem: jaki jest świat? Świat to woda, świat to permanentna zmiana, świat to jeden stały niezmienny byt. Punktem wyjścia dla refleksji było otoczenie człowieka, nie zaś sam człowiek.

Ciągle jednak pojawiały się mniejsze i większe trudności; pytania, które nie generowały sensownych odpowiedzi. W końcu zaczęła przewijać się myśl, że świat jest wtórny wobec człowieka i nieśmiało skierowano oczy nie na zewnątrz, ale do środka – człowiek pyta o siebie samego.
Od czasów Sokratesa to przejście jest wyraźnie widoczne. Co prawda świat nadal był przedmiotem refleksji filozoficznej, jednak zmieniły się punkty nacisku i odniesienia. Protagoras z Abdery nawet powie: człowiek jest miarą wszystkich rzeczy. To zdanie często jest cytowane, choć rzadko właściwie interpretowane. W pewnym sensie jest przejawem humanizmu, docenienia człowieka. Jednak Protagoras nie tylko docenił, ale też przecenił człowieka. Jest miarą wszystkich rzeczy znaczy mniej więcej tyle co, człowiek kształtuje sobie rzeczywistość, tak jak chce. Człowiek wytycza sobie normy, takie jakie chce. Człowiek – ostatecznie – czyni samego siebie definitywnym punktem odniesienia. Takie podejście dzisiaj zwykło się nazywać: relatywizmem.

Dobrze, pójdźmy krok dalej. Człowiek obserwuje świat, obserwuje samego siebie i tworzy sobie jakiś obraz rzeczywistości. Dostrzega, że żyje w zmiennym świecie; że wszystko ulega przemianom. Zastanawia się jednak nad tym, jak to jest, że świat mimo tych zmian, nie ulega destrukcji. Musi istnieć coś stałego, co trzyma świat (i człowieka także) „w ryzach”. Tym tropem poszedł Platon i skonstruował swoją koncepcję filozoficzną, w której naczelną funkcję pełni świat idei. Idee partycypują w rzeczywistości, tworząc podstawę dla pojęcia dobra, prawdy, piękna, sprawiedliwości etc. Człowiek dla Platona jest duszą, która zamieszkuje powłokę zwaną ciałem, a cel do którego zmierza to wyzwolić się z niego. Jej naturalnym środowiskiem jest świat idei, gdzie poznaje esencje rzeczywistości bez żadnych zniekształceń. Po złączeniu z ciałem zapomina wszystkiego, czego się tam nauczyła i na drodze powolnej anamnezy dochodzi do - niejako - ponownego odkrycia partycypacji świata idei na „padole łez”. Ten wyraźny dualistyczny obraz człowieka w myśleniu filozoficznym będzie się pojawiał jeszcze niejednokrotnie.

Kolejny wielki myśliciel, Arystoteles, także przejął się bardzo samym sobą i stworzył pionierską koncepcję bytu. I właśnie z owej koncepcji wynika odejście od radykalnego dualizmu platońskiego. Człowiek jest bytem, a każdy byt złożony jest dwóch naczelnych „składników” materii i formy. Materią człowieka jest jego cielesność, zaś formą, to co ją organizuje. Co więcej te dwa „składniki” zintegrował w ten sposób, że człowiek nie jest tylko duszą zamieszkującą ciało, lecz jest duszą i ciałem zarazem. Jest jednym zintegrowanym i całościowym bytem.
Kilkanaście wieków później myśliciel chrześcijański Tomasz z Akwinu przyjmuje koncepcję człowieka Arystotelesa i twórczo ją rozwija. Człowiek jest dla niego również bytem złożonym z materii i formy, przy czym formę rozumie, jako duszę w sensie chrześcijańskim. Kluczowe jednak dla filozofii Tomasza jest akcentowanie istnienia, jako bardziej pierwotnego aspektu bytu. W konsekwencji wprowadził nowe rozróżnienie bytu na: istotę i istnienie. Człowiek jest dla niego bytem przygodnym, czyli w swym istnieniu zależnym od bytu absolutnego. Mówiąc inaczej: istnienie człowieka jest uzależnione od istnienia Boga, który udziela istnienia człowiekowi. Jest to nowa koncepcja człowieka mocno osadzona na gruncie wiary chrześcijańskiej. Człowiek ma swoje źródło i cel w Bogu, który stworzył go na „swój obraz i podobieństwo”.

W historii filozofii spotykamy też wiele koncepcji człowieka, którego z pewnego punktu widzenia możemy nazwać redukcjonistycznymi. Najpoważniejszym współczesnym redukcjonizmem człowieka jest marksizm. Sprowadza on bowiem człowieka tylko do materii, zupełnie pomijając aspekty, które przypisuje się duszy. Nawet procesy psychiczne i refleksyjność człowieka według marksistów powiązane są z właściwością materii. Ten redukcjonizm materialistyczny ma destrukcyjny wpływ na całościową koncepcją człowieka. Nie ma bowiem solidnych fundamentów pod budowę osobowej godności człowieka, nie ma też przepustki do głębszej refleksji metafizycznej, która stara się ująć człowieka ogólnie. Postawienia znaku równości między całością rzeczywistości i materii, sprowadza marksizm na tory monizmu materialistycznego, co – jak w każdym jednoaspektowym, monistycznym ujęciu – prowadzi do destrukcyjnych anty-ludzkich form ideologii.

Niniejsza praca nie pretenduje do całościowego ujęcia tematu. Zasygnalizowane sprawy mogą być rzecz jasna znacznie pogłębione, jednak wydało mi się lepszym rozwiązaniem ogólna prezentacja tematu, niż szczegółowe omówienie poszczególnych wątków. Zupełnie pominąłem współczesne koncepcje człowieka (mówiąc współczesne mam na myśli: XX i XXI w.), które w gruncie rzeczy są nawiązaniem do słynnej hedonistycznej koncepcji Epikura. Człowiek jest „powołany” do przyjemności, która realizuje się zazwyczaj w powszechnym dzisiaj konsumpcjoniźmie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tajwan

Pewnie niektórzy z Was wiedzą, że od 12 sierpnia 2009 jestem dumny mieszkańcem miejscowości Taipei na Tajwanie. Z racji tego, że wiele osób jest zainteresowanych informacjami, co się tutaj dzieje, jak układa się moje życie, postanowiłem założyć osobnego (czyt. lepiej chronionego) bloga, który będzie znajdował się pod adresem: blog.jointheway.com . Ze względu na bezpieczeństwa bloga od strony techniczno-programistycznej przygotowuje własnoręcznie. Żeby móc czytać posty, które tam będę zamieszczał, trzeba koniecznie zarejestrować się na stronie http://jointheway.com a następnie zaprosić mnie do znajomych. Tylko osoby z kręgu moich znajomych będą miały dostęp do bloga. Dlaczego wprowadzam takie środki bezpieczeństwa? Nie jest to jakoś specjalnie skomplikowane. Myślę, że sami domyślicie się z dużą łatwością :) Dziękuję za czytanie tego bloga.

Droga wewnętrznego poznania...

Wstęp Śmiem twierdzić, że fundamentem tworzenia czegokolwiek jest inspiracja. I ja w przypadku pisania pracy na temat wewnętrznego poznania w Ćwiczeniach Duchownych kierowałem się pewną inspiracją. Zarówno w doborze tematu, jak i głównego przesłania towarzyszył mi krótki tekst, który wyczytałem w „Przebudzeniu” Anthonego de Mello SJ. Oto jego treść. „Dialog między nowo nawróconym ku Chrystusowi a jego niewierzącym przyjacielem: - Tak więc nawróciłeś się ku Chrystusowi? - Tak. - W takim razie na pewno dużo o Nim wiesz. Powiedz mi, w jakim kraju się narodził. - Nie wiem. - Ile miał lat, gdy umarł? - Nie wiem. - Wiesz przynajmniej ile kazań wygłosił? - Nie wiem. - Prawdę mówiąc, wiesz bardzo mało jak na człowieka, który twierdzi, że nawrócił się ku Chrystusowi. - Masz racje. Wstydzę się, że tak mało o Nim wiem. Ale jednak coś o Nim wiem. Przed trzema laty byłem pijakiem. ...

Z cyklu: Myśleć inaczej (1)

"Mniejsza o ból. Pomówmy o autodestrukcji. Ten święty artysta - zdarzają się tacy - mógł był, rzecz pewna, zaczerpnąć ze swoich wspaniałych osiągnięć artystycznych tyle godności i dumy, tyle ducha, że biologiczne cherlactwo stałoby się czymś mniej ważnym. Mógł zaistnieć na tym drugim biegnie, gdy życie go odpychało. Kto się poniża będzie wywyższony - mógł tedy wzbić się. Cóż kiedy poniżenie i pokora nic go nie kosztowały, w nim ich znaczenie moralne było żadne, owszem, jemu sprawiało przyjemność wszystko, co go degradowało, strącało. Padając na kolana przed duchem doznawał zmysłowej rozkoszy. Chciał być tylko sługą, niczym więcej. Pragnął nieistnienia. Oto kłopoty kogoś, komu bicz smakuje!" Dzienniki 1961-1966, Witold Gombrowicz, s. 12