Wstęp
Śmiem twierdzić, że fundamentem tworzenia czegokolwiek jest inspiracja. I ja w przypadku pisania pracy na temat wewnętrznego poznania w Ćwiczeniach Duchownych kierowałem się pewną inspiracją. Zarówno w doborze tematu, jak i głównego przesłania towarzyszył mi krótki tekst, który wyczytałem w „Przebudzeniu” Anthonego de Mello SJ. Oto jego treść.
„Dialog między nowo nawróconym ku Chrystusowi a jego niewierzącym przyjacielem:
- Tak więc nawróciłeś się ku Chrystusowi?
- Tak.
- W takim razie na pewno dużo o Nim wiesz. Powiedz mi, w jakim kraju się narodził.
- Nie wiem.
- Ile miał lat, gdy umarł?
- Nie wiem.
- Wiesz przynajmniej ile kazań wygłosił?
- Nie wiem.
- Prawdę mówiąc, wiesz bardzo mało jak na człowieka, który twierdzi, że nawrócił się ku Chrystusowi.
- Masz racje. Wstydzę się, że tak mało o Nim wiem. Ale jednak coś o Nim wiem.
Przed trzema laty byłem pijakiem. Miałem długi. Moja rodzina rozpadała się. Moja żona i dzieci bały się moich nocnych powrotów do domu. A teraz przestałem pić, nie mam długów, nasz dom jest szczęśliwym domem, dzieci z tęsknotą wypatrują ci wieczór mojego powrotu. Wszystko to zrobił dla mnie Chrystus. I to jest to, co wiem o Chrystusie.
Znać naprawdę (poznać wewnętrznie), to znaczy zostać przemienionym przez to, co się zna[1].”
To zaskakujące jak opisana wyżej sytuacja, a raczej doświadczenia jej bohatera przywołują na sposób analogii doświadczenia św. Ignacego Loyoli. Pierwsza jak i druga postać przeszła drogę przemiany, która – można by rzec – trwale wpisała się w ich życie. Przemiany, która przekazuje nam w sposób absolutnie jednoznaczny, na czym polega wewnętrzne poznanie. Czy ten człowiek doszedłby do takich wniosków i uległ takiej przemianie, gdyby nie uwierzył w to, czego doświadczył, nie zachwycił się tym, co poznał i w końcu całym sobą nie poszedł za tym, którego przyjął? Nie sądzę, bowiem tylko głębokie wewnętrzne poznanie daje moc podejmowania radykalnych decyzji i zmianę swojego życia. To, co powierzchowne i płytkie szybko przemija. Jest jak piasek, który bezwolnie przemieszcza się pod wpływem wiatru. Raz jest tu, raz w innym miejscu i nie można powiedzieć, gdzie spadnie za sekundę. Wewnętrzne poznanie, rozumiane w tym kluczu, można porównać do skały, która nie ulega wpływom środowiska zewnętrznego. Stoi i trwa w swojej niezmienności. Jak taką skałę zbudować? Trzeba ulec procesowi składowania ziaren piasku w jednym punkcie – wytrwale i z odwagą. Ten proces jest drogą wewnętrznego poznania, o którym traktuje niniejsza praca. Punktem, do którego zmierza jest Jezus Chrystus i łaska wewnętrznej przemiany, która wynika z Jego miłości do nas.
Napisałem już, a właściwie tylko pobieżnie wspominałem o doświadczeniu św. Ignacego. Teraz czuje konieczność rozwinięcia tego wątku, gdyż stanowi on niezaprzeczalny człon tej pracy. Nie można pominąć faktu, że jest on autorem terminu „wewnętrzne poznanie” i – co najważniejsze – Ćwiczeń Duchownych, które mają nam pomóc w tym poznaniu, i w jakiś sposób do niego doprowadzić. Jednak wcześniej chciałbym przyjrzeć się różnym wydarzeniom z jego życia, które pokażą jak powstawały Ćwiczenia oraz w jaki sposób postępowało poznawanie Pana i jego woli w historii Ignacego. Dopiero potem chcę przedstawić, co Ignacy proponuje w kwestii wewnętrznego poznania i w jaki sposób do niego podchodzi. Taka systematyzacja pozwoli lepiej zrozumieć istotę zagadnienia.
Znaczenie słowa „poznanie” i jego rozumienie. Nawiązanie do filozoficznej teorii poznania.
Pozwolę sobie na małą dygresję. I choć zawiera się ona w osobnym rozdziale nie jest w ścisłym sensie potrzebna do rozwinięcia tematu. Będzie jednak swoistym dopełnieniem rozważań i ich poszerzeniem.
Na wstępie warto zadać jedno pytanie. Co oznacza słowo poznanie lub poznać? Mówimy, że poznaliśmy jakiegoś człowieka; że znamy dwa lub trzy języki (niektórzy nawet więcej) lub że poznaliśmy urok mieszkania samotnie. Wszystkie te sytuacje bazują na doświadczeniu i są treścią naszej świadomości - oznacza to mniej więcej tyle, że zdajemy sobie z nich sprawę. Zatem poznanie jest ściśle powiązane z doświadczeniem, a doświadczenie z jakąś prawdą, która stała się naszym udziałem. Pisząc prawda mam na myśli nie tylko fakt wydarzenia, które doprowadziło do poznania, ale też wewnętrzne przyzwolenie na uznanie tej prawdy w wymiarze najgłębszym i fundamentalnym. Przecież mogę mieszkać samotnie i w ogóle nie spotkać się z prawdą, że samotność jest dla mnie czymś dobrym; stanem, w którym czuję się dobrze. Mogę również w ogóle nie dopuszczać do siebie myśli, że moja ucieczka od samotności nie wynika z prawdy, ale z konformizmu wobec grupy. Nie potrafię uznać swojej potrzeby samotności, usilnie przekonując samego siebie na różne sposoby. W takim przypadku nie możemy mówić o poznaniu. Myślę, że dobrze zilustruje to fragment tekstu, którego autorem jest ks. Józef Tischner.
„(..) prawdy o dobru – dobre prawdy – tym się charakteryzują, że mogą być przyjęte tylko w sposób w o l n y. Prawdy te powinny być nie tylko uznane, ale i przyswojone. Powinny stać się własnością człowieka – osoby. Zachodzi różnica między samym tylko uznaniem prawdy za prawdę, ale uczynienie prawdy swoją prawdą. Gdy czytam, że w Chinach było trzęsienie ziemi, uznaję, że tak naprawdę było. Wiem, że przekazana mi wiadomość jest obiektywna. Mogę nawet współczuć ofiarom trzęsienia. Ale „prawda” ta nie jest jeszcze moją prawdą. Nie jest „dobrem dla mnie”. Jest częścią opisu świata, w którym się znajduję, w którym jednak nie żyję. Gdy wszakże oblubienica z Pieśni nad pieśniami słyszy głos oblubieńca, który opowiada prawdę o miłości do niej, wtedy prawda staję się czymś nieskończenie większym niż „obiektywną informacją o stanie uczuć”, staję się dobrem oblubienicy. Dobro to buduje ją od wewnątrz, pozwala jej żyć. Pod jednym wszakże warunkiem: że zostanie w wolny sposób przyjęte i przyswojone.[2]”
W tym miejscu muszę z radością przyznać, że ks. Tischner doskonale uzupełnia moje myśli i co więcej wyraża je bardzo trafnie. W tym – bądź co bądź – krótkim tekście, warta uwypuklenia jest przede wszystkim konkluzja, gdyż ona jest punktem wyjścia do dalszych rozważań. A brzmi następująco: poznanie jest wiązane z prawdą, zaś prawda z wolnością. Od poznania dochodzimy do wolności. Nie jest to droga oczywista, ale w jej oczywistość możemy uwierzyć jeżeli sami doświadczymy autentycznego wewnętrznego poznania. I choć jest to poznanie absolutne i oczyszczające, nadal mamy możliwość nie przyjąć go. Bo taki jest sens i tajemnica wolności. Zetknąć się z prawdą, dobra prawdą i ją odrzucić zakrawa niemalże na niedorzeczność, ale jest to niedorzeczność realna. Nie brakuje w historii ludzkości osób, które są tego przykładem. Weźmy chociażby Adama i Ewę, którzy dostąpili przedziwnego poznania Boga i jego miłości, a jednak sprzeniewierzyli się Mu. Na skutek pokusy, która pozostaje dla nas misterium iniquitatis, nie uznali absolutnego prymatu Boga nad sobą. To znaczy, że w poznanie, prawdę i wolność jest jeszcze wplątany jakoś grzech; grzech, który jest zniewoleniem, czyli brakiem wolności.
Tak zarysowana koncepcja poznania ma wiele wspólnego z Ćwiczeniami Duchownymi św. Ignacego Loyoli. Można nawet powiedzieć więcej: ich dynamika i treść prowadzi do poznania, o którym napisałem. Ignacy sam w życiu doświadczył jak poznanie, prawda, wolność i grzech wzajemnie się przeplatają. Nie wszystko pojmował od razu. Wiele rzeczy rozumiał bardzo powierzchownie. Jednak Boże prowadzenie i jego naturalne intuicje (które nota bene ma swoje ważne miejsce w filozoficznej teorii poznania, por. intuicjonizm Kartezjusza i Bergsona) stopniowo pozwalały mu dochodzić do coraz większego światła w mrokach różnych doświadczeń. Wszystko skrupulatnie zapisywał, a z tych zapisków wyłaniały się Ćwiczenia Duchowne. Zacznijmy jednak od początku.
Droga wewnętrznego poznania w życiu św. Ignacego Loyoli na podstawie „Opowieści pielgrzyma”. Wprowadzenie do Ćwiczeń Duchownych.
Ignacy był żołnierzem o niezwykłych pragnieniach. Chciał wygrać bitwę, zdobyć ukochaną, odznaczyć się w służbie królowi. Nie interesowała go przeciętność, zwykłość. Chciał iść dalej, szukał czegoś więcej. Jednak z drugiej strony, z całą pewnością możemy napisać, że nie było w tym żadnego głębszego celu ani kierunku. Pragnienia próbował realizować, ale zawsze odczuwał to charakterystyczne niespełnienie i nienasycenie. Nie czuła smaku swoich czynów. Nie osiągał takiej radości, o której marzył. Coś podpowiadało mu, że nie dokonał do tej pory czegoś wystarczająco wielkiego.
Tak było do czasu bitwy o Pampelunę, podczas której Ignacy został poważnie raniony w nogę. Nie mógł już prowadzić tak aktywnego trybu życiu i śnić na jawie o różnych podbojach. Musiał przystopować i zatrzymać się na jakiś czas, aby jego rekonwalescencja była skuteczna. Co ten rycerz robił w czasie nudy i monotonii, której tak starał się unikać poprzednio? Wówczas modne było czytanie różnych romansów i opowieści rycerskich. I takie książki głównie czytał. Nadal marzył i planował, co będzie później, jak wyzdrowieje. Jednak w pewnym momencie do jego rąk trafiła książka o znamiennym tytule: „Życie Jezusa Chrystusa”. Zaczął czytać i odkrył zupełnie inną rzeczywistość; inny wymiar walki, służby, miłości. Jego pragnienia zostały określone przez cel, którym dla Ignacego stał się Chrystus. Co więcej zaczęła dokonywać się gruntowna przemiana jego życia.
„Tym, co wyróżnia jego doświadczenie i co prawdopodobnie spowodowało radykalną przemianę – stała się wzrastająca świadomość czegoś, co działo się w nim na poziomie głębszym niż myśli i uczucia, w jego najgłębszej ludzkiej sferze, której samo istnienie było dla niego zdumiewającym odkryciem. Tutaj czuł się najpełniej sobą oraz najbliżej Boga[3].” Tak w lapidarny sposób, ale niezwykle celny początkową przemianę Ignacego określa indyjski jezuita – Parmananda Divarkar. Odkrycie tego, co kryje się pod płaszcze uczuć, myśli i prowadzi do spotkania się ze sobą i Bogiem jest zaczynem wewnętrznego poznania; zaczynem, bo jest to w istocie zaproszeniem do dalszego pogłębiania pierwotnych doświadczeń, co potwierdza się w następnych rozdziałach życia Ignacego. Ten „jeszcze ślepy, chociaż ożywiony wielkimi pragnieniami służenia Bogu[4]” pół-rycerz pół-pielgrzym rozpoczął wyprawę do wewnętrznego świata różnych poruszeń oraz rozpoznawania tego, co pochodzi od Boga, a co od złego ducha. Oczywiście nie obyło się bez różnych błędów, ale jak pisze Ignacy „Bóg obchodził się z nim podobnie jak nauczyciel w szkole z dzieckiem i pouczał go[5].”
Istotnym wydarzeniem dla postępu Ignacego w „sprawach duchowych” czy – nawiązując do terminologii tej pracy – wewnętrznym poznaniu, było doświadczenie nad brzegiem rzeki Cardoner, które Ignacy przedstawia w ten sposób:
„Zaczęły się otwierać oczy jego umysłu. Nie znaczy to, że oglądał jakąś wizję, ale że zrozumiał i poznał wiele rzeczy, tak duchowych, jaki i odnoszących się do wiary i wiedzy. A stało się to w tak wielkim świetle, że wszystko wydało mu się nowe. To, co wtedy pojął, nie da się szczegółowo wyjaśnić, choć było tego bardzo wiele. Otrzymał wtedy wielką jasność umysłu[6].” I na marginesie dodaje: „Zdawało mu się, że stał się innym człowiekiem i że posiada inny umysł[7].” Warto w tym miejscu przytoczyć również fragment jego dziennika duchowego, w którym przyznaje, że został zaproszony na drogę przemiany. Zapis pochodzi z 17 marca 1544: „Przed mszą łzy, w czasie mszy dużo łez i do tego stopnia, że parokrotnie traciłem mowę. Całe to nawiedzenie kierowało się już do jednej Osoby, już to do drugiej, podobnie jak dnia poprzedniego, co do przebiegu i sposobu, a mianowicie że uszanowanie i treść potwierdzały wszystko, co było przedtem: że znalazłem drogę, którą mi chciał pokazać i zdawało się, że ona jest najlepsza ze wszystkich i że zawsze powinienem się jej trzymać[8].”
Ćwiczenia Duchowne powstawały w kilku etapach, a ich rozwój był ściśle związany z rozwojem Ignacego. Wiele razy je poprawiał oraz dodawał nowe rzeczy, które wydawały mu się pożyteczne[9]. Nie zapisywał jednak „czystych” intuicji, ale przede wszystkim takie intuicje, które wynikały z jego życiowego doświadczenia. Świadczy to o praktycznym, a nie teoretycznym wymiarze Ćwiczeń. Nie ma tam bowiem żadnego opisu, żadnej teorii, żadnego filozoficznego argumentu na czym polega wewnętrzne poznanie, ale jest za to wskazana droga do tego, jak to poznanie osiągnąć w swoim życiu. Możemy zatem powiedzieć – jak już to napisałem wcześniej - że droga Ćwiczeń jest paralelna do drogi Ignacego, co świadczy o ich dużej „skuteczności” oraz autentyzmie. I jeżeli tylko będziemy tego pragnąć Bóg pozwoli nam „poczuć taką zmianę w duszy i ujrzeć z taką jasnością, że Bóg Ojciec przyłącza mnie do Syna Jezusa Chrystusa, iż nie odważyłbym się wątpić, że Bóg Ojciec przyłączył mnie do swojego Syna[10]” lub po prostu powiedzieć: „to zrobił dla mnie Chrystus i to wszystko co wiem o Chrystusie”. To największy sukces jaki z łaską Bożą możemy osiągnąć – wewnętrznie poznać Jezusa Chrystusa i Jego miłość do siebie.
Pierwszy tydzień Ćwiczeń Duchownych – wewnętrzne poznanie grzechu.
Cel Ćwiczeń jest jasno określony w punkcie 21 tej niewielkiej książeczki i brzmi następująco: „Ćwiczenia duchowne, mające na celu odniesienie zwycięstwa nad samym sobą i uporządkowanie swojego życia tak, aby nie ulegać jakiemukolwiek nieuporządkowanego przywiązaniu[11].” Nic dodać, nic ująć. To jedno zdanie doskonale wyraża, o co chodzi w całych Ćwiczeniach duchownych. Zwyciężyć nad sobą i uporządkować siebie, tak aby nic nie obierało mi wolności. Poznać siebie tak, aby móc przekraczać siebie. Nie ulegać fikcji, chwilowym przyjemnościom, złym skłonnością, wszelkiemu nieporządkowi w naszym życiu (czy to w ujęciu psychologicznym, czy duchowym), tylko dążyć do prawdy o sobie przez Prawdę, którą jest Jezus Chrystus.
Mając na uwadze taki cel przejdźmy do analizy pierwszego tygodnia Ćwiczeń Duchownych. W założeniu św. Ignacego ma on prowadzić człowieka odprawiającego rekolekcje do poznania miłości Boga (Fundament), a następnie do wewnętrznego poznania grzechu. Miłość Boga i grzech. Nie przez przypadek kolejność jest właśnie taka. Ignacemu chodziło, aby w przebaczającej i miłosiernej miłości Boga poznać swoją grzeszność czy ogólnie swój grzech[12]. W przeciwnym razie uleglibyśmy poznaniu niepełnemu; poznaniu, które za bardzo podkreśla grzech, a zapomina o miłości lub „miłości”, która zapomina o grzechu i czuje się zbyt wolna (swawolna).
Taka ogólna charakterystyka dynamiki pierwszego tygodnia pozwala nam spojrzeć dalej i odkryć na czym polega wewnętrzne poznanie na tym etapie rekolekcji. W punkcie 63 czytamy: „[Rozmowa 1.] Z Naszą Panią, żeby wyjednała u swego Syna i Pana łaskę w trzech sprawach: najpierw, bym otrzymał wewnętrzne poznanie moich grzechów i odczuł odrazę do nich: następnie, bym zrozumiał nieporządek w moim działaniu, i żebym gardząc tym wszystkim, poprawił się i uporządkował; wreszcie prosić, żebym poznał świat po to, by czując od niego wstręt odrzucić sprawy ś w i a t o w e i p r ó ż n e[13].” Pomijając nieco
toporny styl Autora (w końcu Ignacy nie był pisarzem, lecz żołnierzem), warto zanalizować tę potrójną prośbę, którą kierujemy do Jezusa Chrystusa przez pośrednictwo Maryi. Najpierw prosimy o wewnętrzne poznanie grzechu, a następnie o zrozumienie nieporządku w moim działania. Już w tym miejscu uwidacznia się zasadnicze rozróżnienie między poznaniem a rozumieniem. Często między tymi dwoma słowami stawiamy znak równości, jednak w życiu duchowym jest to całkowicie nieuprawnione. Rozumienie zakłada użycie intelektu, zaś wewnętrzne poznanie wymaga łaski Bożej i zakłada coś znacznie głębszego – przemianę. W rozumieniu sięgamy do informacji, które są w naszej pamięci, zaś w poznaniu otrzymujemy nowe informację, które składujemy w sercu. Konsekwencją wewnętrznego poznania grzechu jest nie tylko racjonalna chęć odrzucenia go, ale też emocjonalna czy uczuciowa odraza do niego.
Grzech w swojej naturze ma moc zniewolić człowieka, tak iż on sam nie ma pojęcia, że został zniewolony. Ignacy nazywa to nieuporządkowanym przywiązaniem. Dlatego pierwszy etap drogi wewnętrznego poznania polega na zauważeniu tego, co jest niejako ukryte przed naszą świadomości i tkwi jak oścień głęboko w nas. Tego co powoduję naszą niewole, nasze bycie nie-sobą, nasze różne popędy. Kiedy odkryjemy nasz grzech, wtedy ukaże się też nasza niewola. Kiedy poznamy naszą niewolę, wtedy wejdziemy na ścieżkę ku wewnętrznej wolności. A wewnętrzna wolność daje możliwość czystego spotkania z Bogiem i sobą. Iluzje się rozpływają, grzech milknie na moment i staję przed Prawdą, której nie pojmuje, ale ją czuję. Owo „czuję” jest właśnie wewnętrznym poznaniem, spojrzeniem w lustro i spotkaniem ze sobą. Nie mam wątpliwości, co otrzymałem, kim jestem, kim jest Bóg i jaki wpływ ma na moje życie. To grzech i wszystko co z niego wynika jest przeszkodą do takiego poznania. Grzechu sami z siebie nie usuniemy, ale z Bożą pomocą możemy go przezwyciężać. I co równie ważne mamy informację, jak grzech działa w naszym życiu i gdzie blokuje, mąci, fałszuje nasze wewnętrzne poznanie.
Oczywiście poznanie grzechu i porządkowanie wnętrza jest procesem stopniowym. Bóg nie wymaga od nas, abyśmy wszystko rozumieli od razu, wszystko wiedzieli od razu, wszystko poznali od razu, tylko wzrastali ku Niemu. Czas medytacji o grzechu nie spowoduje, że w pełni poznam grzech. Jeżeli jednak doświadczymy tych ograniczeń, które grzech w nas powoduje; jeżeli nazwiemy te ograniczenia i będziemy chcieli je pokonać (czyli w jakimś sensie pokonać siebie) to uczynimy ogromny krok w naszej drodze. I nie możemy zapomnieć w tym miejscu o Fundamencie, który jest podstawą drogi pierwszego tygodnia jak i całych Ćwiczeń Duchownych. We Fundamencie rozpoczyna się bowiem „droga nawrócenia, która w rzeczy samej jest przemianą człowieka w jego sposobie myślenia, wartościowania, postaw, relacji i działania, czyli przemianą całego Jego dotychczasowego „ja”. Nawrócenie będzie się tutaj identyfikowało z decyzją życia według Planu Bożego. Innymi słowy mówimy tu o nawróceniu – zwróceniu się ku innej logice, logice wiary, która w następnych etapach Ćwiczeń przyjmie formę wejścia na drogę Jezusa[14].” Ta konkluzja niech będzie pomostem do drugiego etapu wewnętrznego poznania – poznania Pana.
Drugi tydzień Ćwiczeń Duchownych – wewnętrzne poznanie Pana.
Człowiek ma w sobie pragnienie poznania prawdy – jestem o tym głęboko przekonany. Dlaczego? Bo tylko prawda wyzwala, nawet ta najboleśniejsza, demaskująca różne zafałszowania, które w swoim życiu osiągnąłem. Z drugiej strony człowiek boi się prawdy, chciałby przed nią uciec, schować się, zupełnie jak Adam w ogrodzie - szczególni tej, która mówi mu mylisz się, jesteś w błędzie, źle postępujesz. Jak w takim razie prowadzić człowieka do poznania prawdy i zarazem przeciwdziałać jego skłonnościom do ucieczki przed nią? Przede wszystkim pozwolić jemu samemu odkrywać prawdę o sobie. Stopniowo i powoli, delikatnie i co najważniejsze z miłością. Tak, żeby człowiek patrzył w lustro i bez żadnych wątpliwości mówił to jest prawda, a to kłamstwo; żeby sam szedł drogą wewnętrznego poznania i odkrywał, kim jest. Bóg, po grzechu pierwszych rodziców, nie zrzuca na nich gromu, tylko pyta się: „Gdzie jesteś Adamie?” Chce, żeby człowiek najpierw wyszedł ze swojej kryjówki i nie bał się stanąć przed Bogiem (Prawdą) twarzą w twarz. Adam wtedy mówi, że jest nagi i ukrył się. I Bóg znowu okazuje miłość i cierpliwość. Nie mówi mu: „Ty bezczelny człowieku, zerwałeś owoc, ukrywasz się i jeszcze udajesz, że nic się nie stał”, tylko zadaje kolejne pytanie: „Któż ci powiedział, że jesteś nagi?”. Czy taka postawa nie świadczy o tym, że Bogu autentycznie zależy, aby człowiek „sam” dochodził do prawdy? Mógłby przecież od razu wyłożyć kawę na ławę i postawić człowieka w sytuacji jasnej, bez możliwości ucieczki. Jednak taktyka Boga jest taktyką miłości, która uświęca, a nie wyniszcza człowieka.
Zasadniczym celem drugiego tygodnia jest dokonanie wyboru, który powinien być owocem prawdy. O jaką prawdę chodzi w tym przypadku? O taką, która zakłada moje szczęście i uświęcenie. A kto ma najdokładniejsze informacje, co będzie dla człowieka szczęściem i uświęceniem? Niewątpliwie Bóg. Człowiek oczywiście może mieć pomysł na życie i realizować swoje różne wizje, ale jeżeli dzieje się to poza prawdą, to w rzeczywistości stawia wyłącznie na siebie i nie szuka tego, co syci, wypełnia i daje szczęście. Dlatego w drugim tygodniu przyglądamy się Jezusowi Chrystusowi, Bogu, który przyszedł na świat, aby oznajmić Dobrą Nowinę. A zawiera się ona w trzech słowach: Bóg mnie kocha, Ja Cię kocham. Już w Fundamencie zostaliśmy w większym bądź mniejszym stopniu napełnieni tą wieścią. W drugim tygodniu powinniśmy w nią bardziej uwierzyć i dać odpowiedź wynikającą z owej wiary. A odpowiedzią będzie pragnienie bycia z Bogiem i pójścia drogą, którą On mi proponuje. Czyli – mówiąc inaczej – nasza odpowiedź będzie realizacją prawdy, która stała się moim udziałem i została zapisana w moim sercu.
Sięgnijmy teraz do 104 punktu z Ćwiczeń Duchownych, w którym czytamy: „ [Wprowadzenie 3] Prosić o to, czego chcę. Tutaj będzie to prośba o wewnętrzne poznanie Pana, który d l a m n i e stał się człowiekiem, abym Go bardziej kochał i naśladował[15].” Wiemy już, że poznanie jest związane z pewnym doświadczeniem; doświadczenie z prawdą, która daje temu doświadczeniu moc przemiany; a prawda z grzechem, który ją tłamsi i blokuje. Poznawanie Pana w drugim tygodniu Ćwiczeń jest – w pewnym sensie – doświadczaniem Go. Obserwujemy Jezusa, słuchamy Jego słów, przypatrujemy się Jego czynom tak, aby doświadczyć tej miłości, którą nam ofiaruje. Wchodzimy w różne sceny z życia Jezusa i szukamy w nich siebie, swojej przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. „Poznanie Jezusa, stające się od drugiego tygodnia przylgnięciem do Jego osoby, prowadzi do wejścia w Jego styl życia […][16]”, tak iż możemy w sobie odczuwać pragnienie stawania się Nim. Widząc Jego, widzimy zarazem siebie. Czując potrzeba bycia jak On, naśladowania Go, mamy również wiedzę o tym, co nam przeszkadza, a co pomaga w tym dążeniu. Można to porównać do światła, które świeci w pomieszczeniu. Jeżeli żarówka jest słaba, to widzimy niewiele, wszystko się zamazuje i jest niewyraźne. Kiedy żarówka jest mocna, doskonale dostrzegamy każdy szczegół; zauważamy każdy najdrobniejszy pyłek, który unosi się w powietrzu. Podobnie dzieje się z człowiekiem, który zbliża się do światła. Kiedy jest daleko, światło jest zbyt słabe, żeby mógł dostrzec cokolwiek. Kiedy zaś podchodzi wystarczająco blisko, nie ma wątpliwości, co widzi. Wewnętrzne poznanie Pana jest zbliżeniem się wystarczająco blisko do Świtała, którym On jest; Światła, które sprawia, że widzimy lepiej samych siebie oraz naszą drogę, ze wszystkimi jej potyczkami i trudnościami. W tym kontekście pytanie Boga: „Adamie gdzie jesteś?” nabiera nowego sensu, bowiem w nim zawiera się troskliwa aluzja, która mówi: „Człowieku wyjdź z kryjówki i idź w stronę światła, a stopniowo będziesz doświadczał Prawdy, która Cię przemieni i wyzwoli.”
Zamiast zakończenia
„Ignacy raz za razem mówi o takim ‘najbardziej wewnętrznym rozpoznaniu’, ‘intima cognitio’, intymnym poznaniu Jezusa Chrystusa. Całe rekolekcje nie mają innego celu, jak ten, aby rozpoznać Chrystusa od wewnątrz. Dlatego rekolektant ustawicznie rozważa Ewangelię. Uważnie i w małych kęsach przyjmuje ją w sobie. Ze słowem kęs przyjęte jest porównanie, którego Ignacy używa dla medytacji. W drugiej uwadze wstępnej do książeczki Ćwiczeń duchowych pisze on: ‘Nie ogrom wiedzy napełnia i nasyca duszę, lecz raczej wewnętrzne rozumienie rzeczy i smakowanie ich.’[17]”
[1] A. de Mello Sj, Przebudzenie, Poznań 1993, s. 196
[2] J. Tischner, Idąc przez puste błonia, Kraków 2005, s. 239
[3] Parmanada Divarkar SJ, Droga wewnętrznego poznania, Kraków 2002, s. 13
[4] Ignacy Loyola SJ, Opowieść pielgrzyma, Kraków 2002, s. 39
[5] Tamże, s. 50
[6] Tamże, s. 52
[7] Tamże, s. 53
[8] Pisma wybrane t.1, opr. Mieczysław Bednarz SJ, Stefan Filipowicz SJ, Roman Skrórka SJ, Kraków, s. 351
[9] por. Ignacy Loyola SJ, Opowieść pielgrzyma, Kraków 2002, s. 104
[10] Tamże, s.102
[11] ĆD 21
[12] por. W. Królikowski SJ, Dynamika Ćwiczeń Duchowych św. Ignacego Loyoli, Kraków 1998, s. 17
[13] ĆD 63
[14] Norbert Kotyła SJ, Wyzwolić ducha, Kraków 1998, s. 30
[15] ĆD 104
[16] Norbert Kotyła, Wyzwolić ducha, s. 37
[17] Willi Lambert SJ, Słownik duchowości ignacjańskiej, ignacjańskiej. 84
Komentarze