Co charakteryzuje "nasz sposób postępowania"? Jakie postawy określa ten termin? Dlaczego św. Ignacy używał tego sformułowania do określania charakterystycznych cech nowego zgromadzenia? Na te pytanie próbuje odpowiedzieć ojciec Pedro Arrupe w swojej konferencji pt. "Nasz sposób postępowania". Jest to nie tylko analiza ewolucji tego terminu od początku powstania Towarzystwa Jezusowego, ale też próba określenia w konkretnej i zwięzłej formie, na czym polega i w jakich postawach zawiera się sposób bycia, i postępowania jezuity. Na pierwszy plan wysuwa on charyzmat i tożsamość, które stanowią niejako fundament pod ogół zewnętrznych zachowań. Tożsamość jezuity wynika z charyzmatu, którym żył i który do końca życia odkrywał św. Ignacy Loyola. Dla niego najważniejsze było służyć na większą chwałę Boga, przekraczać siebie w różnych dziedzinach życia, szukać Boga we wszystkich rzeczach, wpatrywać się w osobę Jezusa Chrystusa. Są to tylko niektóre cechy naszego charyzmatu, które powinny stanowić o tożsamości każdego jezuity.
Ojciec Arrupe słusznie również zauważa, że charyzmat, aby był realizowany i rozpoznawany powinien mieć pewne zewnętrzne przejawy. I choć św. Ignacy nie przywiązywał dużej wagi do tego co zewnętrzne, to jednak Towarzystwo Jezusowe ma pewne charakterystyczne cechy, które wyróżnia je spośród innych zakonów. Na pewno jednymi z ważniejszych są: odejście od wspólnej modlitwy (głównie opartej na Liturgii Godzin); brak wyznaczonych reguł pokut i umartwień, brak określonego stroju zakonnego, nie przyjmowanie godności kościelnych, rezygnacja z honorariów za msze i inne posługi duchowe. Czemu miała służyć taka - można powiedzieć - radykalna zmiana w realizacji życia zakonnego. Dobrą odpowiedzią na pewno jest świadomość celu i wykorzystywanie właściwych środków, aby do niego zmierzać. Zacytuje teraz fragment z listu ojca Arrupe, który dobrze odzwierciedla ten cel Towarzystwa. "Towarzystwo Jezusowe nie zobowiązuje się iść tu czy tam; i widzicie, jaką wolnością stara się ono zachować w wypełnianiu swego posłannictwa. Dlatego Towarzystwo nie musi posiadać chóru ani szczególnego wyróżniającego się ubioru, tylko odzież przyzwoitych kapłanów; nie zobowiązuje się ani do mszy, ani do innych rzeczy, które przeszkadzałyby mu w swobodnym realizowaniu jego celu; możemy także bardzo łatwo i z wielką wolnością iść wszędzie, gdzie nasza posługa zdaje się najbardziej konieczna".
Obok świadomości celu, drugim ważnym aspektem związanym z jezuicką duchowością jest dążenie do wielkiej wolności wewnętrznej, tak aby nic nie ograniczało mnie w zmierzaniu celu. Nacisk na uporządkowanie siebie i bardzo z tym związane uwalnianie od różnych przywiązań jest widoczne w Ćwiczeniach Duchownych, które są esencją duchowości ignacjańskiej. Mamy wybierać tylko to, co jest środkiem do celu. Nie pragnąć bardziej zdrowia od choroby, bogactwa od ubóstwa, ale tylko tego, co bardziej prowadzi mnie do służby na większą chwałę Boga.
Kolejnym elementem, którym chciałbym wydobyć dotyczy postawa samokrytycyzmu oraz rzetelnego krytycyzmu wobec innych. "Jednakże musimy zdać sobie sprawę, że pewne momenty w historii Towarzystwa, nieuniknione na dłuższą metę w każdej sytuacji, która trwa przez wiele wieków - a także (dlaczego mielibyśmy tego nie powiedzieć, pewien brak właściwej odnowy ze strony Towarzystwa, mógł dostarczyć pretekstu, z pewnością uzasadnionego, do zniekształcenia jego obrazu." Uważam taką postawę za godna podziwu i naśladowania. Nie można być szczerze krytycznym, bez właściwej autokrytyki; bez świadomości braków i niedoskonałości z własnej strony. Inaczej każda krytyka nawet właściwa, może mieć formę faryzeizmu, a w swojej intencji kierować subtelną obłudą. Krytyka ma być wyrazem nie tylko sumiennej samokrytyki, ale też miłości. "Dzięki tej miłości wyczuwamy i rozumiemy problemy i ograniczenia Kościoła jako swoje własne: miłość ta z wolności i pokorą dzieci Bożych praktykuje służbę konstruktywnej krytyki i w swych postawach jest samokrytyczna." Dojrzała tożsamość jezuity jest ukierunkowana na krytykę, jeżeli traktuje ją jako drogę do szerzenia prawdy i odnowy.
Warte wyakcentowania są te treści, które dotyczą niewłaściwych postaw, jakimi mogą kierować się jezuici. Są one posegregowane w pięć grup, a każda z nich przestawia inny negatywny wymiar opacznie rozumianego charyzmatu, bądź znaczącego odejścia od niego. Pierwszym typem jest urodzony oponent, który nie potrafi rozeznać, kiedy jego kontestacja jest autentycznie ewangeliczna i konstruktywna. Drugi to "nadgorliwy" profesjonalista, który na pewnym etapie swojej formacji, zapomina o misji, która została mu powierzona. Odchodzi coraz bardziej od wspólnoty i szuka własnego rozwoju - często kosztem posłuszeństwa. Trzeci rodzaj dotyczy człowieka nieodpowiedzialnego, który nie potrafi hamować, a tym bardziej kontrolować swoich zachowań. Widoczne może to być w relacji z kobietami, a nawet zakonnicami, w których brakuje zdrowego dystansu. "Na czwartym miejscu znajduje się działacz polityczny, który jest zupełnie kimś innym niż apostoł społeczny." Mówiąc w skrócie jest to człowiek tak uwikłany w politykę, że już z jego bycia jezuitą pozostają tylko szczątki. I ostatni typ określa jezuitę, który jest bardziej konserwatywny i tendencyjny niż samo pojęcie konserwatyzm przewiduje na określanie pewnych postaw. Uważa się za nieomylnego interpretatora Ewangelii i sędziego żywych i umarłych. Jest trochę jak grób pobielany, po którym ludzie bezwiednie przechodzą.
Opisane wyżej postawy to nie teoria wymyślona na potrzeby konferencji, tylko świadoma obserwacja i krytyka postaw, które mają miejsce. Powinny być one dla nas przestrogą, motywem do refleksji, a w końcu impulsem do unikania podobnych zachowań. To nie przypadek, że w tekście konferencji zawarte są one tuż przed opisem kluczowych cech charyzmatu ignacjańskiego. Tworzą one antagonistyczny wobec siebie obraz, który pozwala nam głębiej zrozumieć przesłanie niniejszej konferencji. Dlatego, żeby nie być gołosłownym przystąpię do opisu charakterystycznych cech duchowości, którą powinien kierować się każdy jezuita. Pierwszą i najważniejszą jest głęboka miłość do osoby Jezusa Chrystusa. To jedyny fundament, na którym wzniesiony jest gmach Towarzystwa. Jeżeli jest niestabilny, wykonany niestarannie, wykopany niewystarczająco głęboko, wtedy grozi zawaleniem. Z tej miłości wynika dyspozycyjność, rozumiana jako gotowość na realizacje misji, która Pan mi powierza. Rodzi się ona z posłuszeństwa i pragnienia służby, ponieważ jesteśmy przekonani, że każde otrzymane w ten sposób posłannictwo zasługuje na to, abyśmy zaangażowali w nie całe nasze życie. Poczucie darmowości i powszechności wynika z tego otwarcia na powierzoną mi misję. Jestem posłany, aby służyć wszędzie tam, gdzie to jest potrzebne. To chyba jeden z trudniejszych do realizacji punktów naszej duchowości. W dzisiejszym świecie dominuje ciągłe poszukiwanie bezpieczeństwa, brak odwagi w podejmowaniu różnych wyzwań, szukanie wygodnych stałych miejsc (najlepiej niezbyt pracochłonnych), co powoduje obojętność na zadanie, jakie trzeba podjąć. Wybieram to, co łatwe i pasujące do mnie, nie zaś to co konieczne. Skąd to znamy? Czy czasem taka postawa nie przeczy wolności, o której pisałem wcześniej. Na pewno w jakiś sposób tak.
Jezuita powinien być również człowiekiem wrażliwym; człowiekiem, który dostrzega drugiego człowieka i nie żyje w oderwaniu od realiów świata. Jednak doświadczenie pokazuje, że grozi nam zamknięcie na drugiego. Grozi nam obojętność i pewien relatywizm w relacji z drugim. Wynika to z tego, że głęboko w naszej świadomości kierujemy się wyłącznie własnym dobrem. Szukamy tylko tego, co prowadzi nas do niego, a odrzucamy to, co zdaje się mu przeczyć. Prosty przykład: czy kiedy zobaczę ubogiego na ulicy, będę w stanie mu pomóc, podać rękę, czy też pójdę dalej w swoją stronę. Jakże wielu z nas przejdzie beztrosko. Dlaczego? Bo ogarnia nas strach, może obrzydzenie, może poczucie "misji", którą za moment mam wykonać. Zachowujemy się tak, jakbyśmy zapomnieli o Ewangelii i o Jezusie Chrystusie. Wiemy, że On pomógłby, ale my ... my mówimy, że nie jesteśmy Nim i idziemy dalej. Jest to tragiczne, ale prawdziwe. Sam tego doświadczam, kiedy konfrontuje się z ubóstwem i tragedią drugiego człowieka. Po takich "spotkaniach" coraz mocniej uświadamiam sobie, że jeżeli chcemy być ludźmi prawdziwie ewangelicznymi, nie możemy zamykać się w hermetycznym środowisku nawet najpiękniejszych i najbardziej wartościowych zasad. Cóż nam po tym, że poczytamy o pięknych i górnolotnych postawach, gdy w życiu codziennym nawet w minimalnym stopniu nie potrafimy ich realizować. To, co piszę nie jest krytyką, nie jest nawet samokrytyką. Jest to tylko wołanie o świadectwo; o pokazywanie tego wszystkiego, o czym tak pięknie mówimy. Zdaję sobie sprawę, że nie jest łatwo przejść od teorii do praktyki, ale czasami czuję, że wielu z nas nie ma wcale potrzeby dokonać tego przejścia. Karmimy się ideałami i być może mamy w sobie pragnienie ich realizacji, ale później to gdzieś zanika, ginie i umiera. Co mnie porusza najbardziej w Ewangelii? Tylko to, że jest życiowa, jest świadectwem. Nie mówi tylko o tym, co mamy zrobić, ale też jak mamy to zrobić. Dlaczego mnie fascynuje Jezus Chrystus? Bo szedł dalej niż inni i nie przejmował się, gdy ktoś oskarżał Go, że chodzi za daleko. On nie bał się, był odważny. Żył w świecie i poza światem jednocześnie. Świat był tylko przestrzenią Jego działania, zaś serce miał jakby zanurzone w miłości.
Ojciec Arrupe słusznie również zauważa, że charyzmat, aby był realizowany i rozpoznawany powinien mieć pewne zewnętrzne przejawy. I choć św. Ignacy nie przywiązywał dużej wagi do tego co zewnętrzne, to jednak Towarzystwo Jezusowe ma pewne charakterystyczne cechy, które wyróżnia je spośród innych zakonów. Na pewno jednymi z ważniejszych są: odejście od wspólnej modlitwy (głównie opartej na Liturgii Godzin); brak wyznaczonych reguł pokut i umartwień, brak określonego stroju zakonnego, nie przyjmowanie godności kościelnych, rezygnacja z honorariów za msze i inne posługi duchowe. Czemu miała służyć taka - można powiedzieć - radykalna zmiana w realizacji życia zakonnego. Dobrą odpowiedzią na pewno jest świadomość celu i wykorzystywanie właściwych środków, aby do niego zmierzać. Zacytuje teraz fragment z listu ojca Arrupe, który dobrze odzwierciedla ten cel Towarzystwa. "Towarzystwo Jezusowe nie zobowiązuje się iść tu czy tam; i widzicie, jaką wolnością stara się ono zachować w wypełnianiu swego posłannictwa. Dlatego Towarzystwo nie musi posiadać chóru ani szczególnego wyróżniającego się ubioru, tylko odzież przyzwoitych kapłanów; nie zobowiązuje się ani do mszy, ani do innych rzeczy, które przeszkadzałyby mu w swobodnym realizowaniu jego celu; możemy także bardzo łatwo i z wielką wolnością iść wszędzie, gdzie nasza posługa zdaje się najbardziej konieczna".
Obok świadomości celu, drugim ważnym aspektem związanym z jezuicką duchowością jest dążenie do wielkiej wolności wewnętrznej, tak aby nic nie ograniczało mnie w zmierzaniu celu. Nacisk na uporządkowanie siebie i bardzo z tym związane uwalnianie od różnych przywiązań jest widoczne w Ćwiczeniach Duchownych, które są esencją duchowości ignacjańskiej. Mamy wybierać tylko to, co jest środkiem do celu. Nie pragnąć bardziej zdrowia od choroby, bogactwa od ubóstwa, ale tylko tego, co bardziej prowadzi mnie do służby na większą chwałę Boga.
Kolejnym elementem, którym chciałbym wydobyć dotyczy postawa samokrytycyzmu oraz rzetelnego krytycyzmu wobec innych. "Jednakże musimy zdać sobie sprawę, że pewne momenty w historii Towarzystwa, nieuniknione na dłuższą metę w każdej sytuacji, która trwa przez wiele wieków - a także (dlaczego mielibyśmy tego nie powiedzieć, pewien brak właściwej odnowy ze strony Towarzystwa, mógł dostarczyć pretekstu, z pewnością uzasadnionego, do zniekształcenia jego obrazu." Uważam taką postawę za godna podziwu i naśladowania. Nie można być szczerze krytycznym, bez właściwej autokrytyki; bez świadomości braków i niedoskonałości z własnej strony. Inaczej każda krytyka nawet właściwa, może mieć formę faryzeizmu, a w swojej intencji kierować subtelną obłudą. Krytyka ma być wyrazem nie tylko sumiennej samokrytyki, ale też miłości. "Dzięki tej miłości wyczuwamy i rozumiemy problemy i ograniczenia Kościoła jako swoje własne: miłość ta z wolności i pokorą dzieci Bożych praktykuje służbę konstruktywnej krytyki i w swych postawach jest samokrytyczna." Dojrzała tożsamość jezuity jest ukierunkowana na krytykę, jeżeli traktuje ją jako drogę do szerzenia prawdy i odnowy.
Warte wyakcentowania są te treści, które dotyczą niewłaściwych postaw, jakimi mogą kierować się jezuici. Są one posegregowane w pięć grup, a każda z nich przestawia inny negatywny wymiar opacznie rozumianego charyzmatu, bądź znaczącego odejścia od niego. Pierwszym typem jest urodzony oponent, który nie potrafi rozeznać, kiedy jego kontestacja jest autentycznie ewangeliczna i konstruktywna. Drugi to "nadgorliwy" profesjonalista, który na pewnym etapie swojej formacji, zapomina o misji, która została mu powierzona. Odchodzi coraz bardziej od wspólnoty i szuka własnego rozwoju - często kosztem posłuszeństwa. Trzeci rodzaj dotyczy człowieka nieodpowiedzialnego, który nie potrafi hamować, a tym bardziej kontrolować swoich zachowań. Widoczne może to być w relacji z kobietami, a nawet zakonnicami, w których brakuje zdrowego dystansu. "Na czwartym miejscu znajduje się działacz polityczny, który jest zupełnie kimś innym niż apostoł społeczny." Mówiąc w skrócie jest to człowiek tak uwikłany w politykę, że już z jego bycia jezuitą pozostają tylko szczątki. I ostatni typ określa jezuitę, który jest bardziej konserwatywny i tendencyjny niż samo pojęcie konserwatyzm przewiduje na określanie pewnych postaw. Uważa się za nieomylnego interpretatora Ewangelii i sędziego żywych i umarłych. Jest trochę jak grób pobielany, po którym ludzie bezwiednie przechodzą.
Opisane wyżej postawy to nie teoria wymyślona na potrzeby konferencji, tylko świadoma obserwacja i krytyka postaw, które mają miejsce. Powinny być one dla nas przestrogą, motywem do refleksji, a w końcu impulsem do unikania podobnych zachowań. To nie przypadek, że w tekście konferencji zawarte są one tuż przed opisem kluczowych cech charyzmatu ignacjańskiego. Tworzą one antagonistyczny wobec siebie obraz, który pozwala nam głębiej zrozumieć przesłanie niniejszej konferencji. Dlatego, żeby nie być gołosłownym przystąpię do opisu charakterystycznych cech duchowości, którą powinien kierować się każdy jezuita. Pierwszą i najważniejszą jest głęboka miłość do osoby Jezusa Chrystusa. To jedyny fundament, na którym wzniesiony jest gmach Towarzystwa. Jeżeli jest niestabilny, wykonany niestarannie, wykopany niewystarczająco głęboko, wtedy grozi zawaleniem. Z tej miłości wynika dyspozycyjność, rozumiana jako gotowość na realizacje misji, która Pan mi powierza. Rodzi się ona z posłuszeństwa i pragnienia służby, ponieważ jesteśmy przekonani, że każde otrzymane w ten sposób posłannictwo zasługuje na to, abyśmy zaangażowali w nie całe nasze życie. Poczucie darmowości i powszechności wynika z tego otwarcia na powierzoną mi misję. Jestem posłany, aby służyć wszędzie tam, gdzie to jest potrzebne. To chyba jeden z trudniejszych do realizacji punktów naszej duchowości. W dzisiejszym świecie dominuje ciągłe poszukiwanie bezpieczeństwa, brak odwagi w podejmowaniu różnych wyzwań, szukanie wygodnych stałych miejsc (najlepiej niezbyt pracochłonnych), co powoduje obojętność na zadanie, jakie trzeba podjąć. Wybieram to, co łatwe i pasujące do mnie, nie zaś to co konieczne. Skąd to znamy? Czy czasem taka postawa nie przeczy wolności, o której pisałem wcześniej. Na pewno w jakiś sposób tak.
Jezuita powinien być również człowiekiem wrażliwym; człowiekiem, który dostrzega drugiego człowieka i nie żyje w oderwaniu od realiów świata. Jednak doświadczenie pokazuje, że grozi nam zamknięcie na drugiego. Grozi nam obojętność i pewien relatywizm w relacji z drugim. Wynika to z tego, że głęboko w naszej świadomości kierujemy się wyłącznie własnym dobrem. Szukamy tylko tego, co prowadzi nas do niego, a odrzucamy to, co zdaje się mu przeczyć. Prosty przykład: czy kiedy zobaczę ubogiego na ulicy, będę w stanie mu pomóc, podać rękę, czy też pójdę dalej w swoją stronę. Jakże wielu z nas przejdzie beztrosko. Dlaczego? Bo ogarnia nas strach, może obrzydzenie, może poczucie "misji", którą za moment mam wykonać. Zachowujemy się tak, jakbyśmy zapomnieli o Ewangelii i o Jezusie Chrystusie. Wiemy, że On pomógłby, ale my ... my mówimy, że nie jesteśmy Nim i idziemy dalej. Jest to tragiczne, ale prawdziwe. Sam tego doświadczam, kiedy konfrontuje się z ubóstwem i tragedią drugiego człowieka. Po takich "spotkaniach" coraz mocniej uświadamiam sobie, że jeżeli chcemy być ludźmi prawdziwie ewangelicznymi, nie możemy zamykać się w hermetycznym środowisku nawet najpiękniejszych i najbardziej wartościowych zasad. Cóż nam po tym, że poczytamy o pięknych i górnolotnych postawach, gdy w życiu codziennym nawet w minimalnym stopniu nie potrafimy ich realizować. To, co piszę nie jest krytyką, nie jest nawet samokrytyką. Jest to tylko wołanie o świadectwo; o pokazywanie tego wszystkiego, o czym tak pięknie mówimy. Zdaję sobie sprawę, że nie jest łatwo przejść od teorii do praktyki, ale czasami czuję, że wielu z nas nie ma wcale potrzeby dokonać tego przejścia. Karmimy się ideałami i być może mamy w sobie pragnienie ich realizacji, ale później to gdzieś zanika, ginie i umiera. Co mnie porusza najbardziej w Ewangelii? Tylko to, że jest życiowa, jest świadectwem. Nie mówi tylko o tym, co mamy zrobić, ale też jak mamy to zrobić. Dlaczego mnie fascynuje Jezus Chrystus? Bo szedł dalej niż inni i nie przejmował się, gdy ktoś oskarżał Go, że chodzi za daleko. On nie bał się, był odważny. Żył w świecie i poza światem jednocześnie. Świat był tylko przestrzenią Jego działania, zaś serce miał jakby zanurzone w miłości.
Komentarze